piątek, 26 grudnia 2008

Sztokholm listopadem

W połowie listopada wybraliśmy się rodzinką do Sztokholmu na weekend. Początkowo miałem tam pracować przez miesiąc, ale się plany pozmieniały. W międzyczasie udało się dostać 4 bilety w dwie strony za 8 groszy, więc szkoda by było nie wykorzystać, prawda? Szkoda tylko, że sam Sztokholm był niemiłosiernie drogi. Miasto klimat ma, nawet chłodną jesienią przyjemnie się zwiedzało, a później jeszcze przyjemniej chowało w jakiejś knajpce na Gamla Stan, by ogrzać się przy... lokalnym piwku.

Łukasz miał okazję spotkać się z Kichi. Ja miałem okazję pstryknąć im zdjęcie.
Sklepik w skansenie. Skansen duży i utrzymany w kapitalnym klimacie.
Dworzec. Prawie jak Katowice.
Szwedzki Porter w Belgijskim pucharze. A w tle żółte, Polskie klimaty.


To jakaś kampania do walki ze zmianami klimatu. Później ponoć zawędrowała do Poznania na szczyt klimatyczny.


Nasz hostel w byłym więzieniu.





Najwęższa uliczka w mieście.



Więcej zdjęć znajdzie Pan/Pani tutaj: Sztokholm

sobota, 23 sierpnia 2008

Jenny - żeglarka z Irlandii

Jenny to ruda, niezbyt ładna dziewczyna o ładnym akcencie. Jakże taki akcent łechce zmysły w tym kraju ;]
Jakoś tak zaczęliśmy rozmawiać dziś [22/08/2008] na wybrzeżu podczas Tall Ship Race [zlot żaglowców z całego świata]. Jenny na swój statek wsiadła w Indiach. Z tamtąd 3 miesiące płyneła do San Diego. Pogadaliśmy trochę o podrożach rożnych. Okazało się, że Jenny poza Indiami miała okazję zwiedzić Nepal, na opis którego poświęciła trochę czasu. Jej zapał w opisywaniu przeżyć z wycieczki na Base Camp i widoków z samolotu lecącego do Katmandu udzielił mi sie podobnie, jak gdy przy opowiadaniach Holenderki w Szanghaju o Mongolii i Duńczyka w Tokyo o kolei transyberyjskiej. Ja natomiast zaszczepiłem w niej chęć na wyjazd do Azji w celu szerzenia w tamtych rejonach znajomości języka angielskiego ;) Okazało się też, że podobne mamy marzenia w postaci rejsu na Islandię.
"You would be stupid if you don't use your life" rzekła.

No a dzień choć pod względem wpływów finansowych był beznadziejny to jednak ship'y i piracko-irlandzkie szanty utrzymały mój humor na całkiem dobrym poziomie.

Widok największego ze statków z oświetlonymi masztami i rejami na tle jednego z bardziej malowniczych zachodów słońca w San Diego z jednej strony krzepił duszę... a z drugiej wkurzał brak aparatu przy sobie. Który to nota bene własnie dzisiaj zapukał do mych drzwi ^^

czwartek, 14 sierpnia 2008

13 sierpnia

Dzis jechalem z jakimis trzema laskami. Krotka jazda. Dostalem 10$. Calkiem fair.
3h pozniej je spotkalem i wreczyly mi kolejne 5 baksow.
Przepraszaly, ze wczesniej tak malo. Tlumaczyly ze nie wiedzialy jakie sa stawki, ze nie widzialy cennika i nie chca bym bral je za tanie ...

Na koniec dnia natomiast, lapiac ludzi pod Hornblowerem [jednym ze statkow wycieczkowcow] krzyczalem, ze jade za tipy. Babka sie zainteresowala, spytala skad jestem i czy zawsze jezdze za tipy, czy mi sie podoba w USA [of course! I love it!] i powiedziala ze nie chce jechac ale, ze fajna historie mam do opowiedzenia. wiec daje tipa... 3 dolarki... heh, amerykanie sa zabawni ;) ale dziekuje, dobra moja :P

sobota, 9 sierpnia 2008

Stany, Stany, Stany

No tak, tak, jestem juz w tych cudownych stanach jakis czas. Nawet mialem tyle rzeczy w glowie do umieszczenia na tym blogu. Tyle tych powodow by pojechac jakie to beznadziejne sa te stany. Z poczatku mnozylo sie tego. Teraz po prostu sobie zyje i mam na to... no wlasnie ;)

Tak wiec po przejsciu calej procedury i odstaniu wszelkich wymaganych 3 godzinnych kolejek [nie przez przyapadek kolejki 3 godzinne sa w liczbie mnogiej] w urzedach, prowadzacych do wystawienia jednego glupiego permition'a na pedicaby, zaczalem pracowac. I tak robie juz w tym biznesie czwarty weekend.

Bywa smiesznie. Bywa i nuzaco. Noz ile, do cholery, Amerykancow moze miec Polskie pochodzenie, pol polskiej krwi, cwiartke, jedna trzydziestodruga, Polskiego przyjaciela, chlopaka, znajomego w pracy... Az ulga staja sie ludzie ktorzy po uslyszeniu odpowiedzi na pytanie skad jestes radosnie informuje Cie: "aaa, really? I've got lot of friends in Amsterdam"... Wyjasnianie roznicy miedzy Poland a Holand jest zdecydownie bezsensowna strata czasu.

Bywa tez i tak:
"I know this language! I know it! Where are you from?"
"make a guess"
"well... hmm... England?"
No i badz tu wyrozumialy... No chyba, ze w Anglii rzeczywiscie Polski jest juz oficjalnym.
"Germany then?"
"No..."
"France?"
"No..."
"hmm... I've got it on my tongue... hmm..."
"Zimbabwe"
Bez najmniejszego wyrazu zdziwienia w glosie czy na twarzy "oh... i wouldn't think about it"

Hmm... cos tu jeszcze chcialem napisac, ale se tradycyjnie zapomnialem.
Za wszelkie luki w pamieci serdecznie przepraszam.

niedziela, 15 czerwca 2008

Lansiarska koszulka

Wczoraj na ulicy Kuba wypatrzył Koreańca w koszulce z napisem na plecach "POLSKA, dream line" i z białym orłem. Dostał od nas soju ;)

sobota, 14 czerwca 2008

Prezentacji wspomnienia i nauka polskiego

Profesjonalizm naszej prezentacji z IFMu zachwycił słuchaczy...
[klik, coby se takie duże zrobić]

czwartek, 12 czerwca 2008

po głowie mu chodzi

Krzynius (7:55)
ostatnio mi taki pomysł po głowie chodzi
Krzynius (7:56)
... zeby zdac w stanach prawko na motor
Krzynius (7:58)
i zrobić taką klimatyczną przejazdzke do grand canyonu trasą route 66
Krzynius (7:58)
;]


gdy takie pomysły chodzą po głowie to nawet mogą głośno tupać :)

środa, 21 maja 2008

시발!

Ilosc postow na tej stronce odzwierciedla zycie w korei. Dzieje sie tyle, ze nie ma czasu na jakies glupie blogi. Jak sie ma czasem garsc wolnego czasu to sie idzie w koncu zdrzemnac. Dobranoc.

piątek, 25 kwietnia 2008

Mineła połowa wyjazdu...

Także witam. Dwa mięsiące minęły. Czyli rzeczona połowa wyjazdu. No to najwyższa pora coś napisać.
Zacznijmy od dzisiejszego dnia. A dnia dzisiejszego z tych ciekawszych rzeczy to tylko graliśmy w puki puki o piwo. W bilarda, znaczy się. Nudy.

Przegrałem:
jedno piwo na miejscu,
dwa piwa w Tajlandii,
jedno piwo w Malezji,

wygrałem:
free taxi do akademika,
soju na trzech osuszone pod akademikiem.


PS. Jeśli chodzi o burze to te w Polsce to waga piurkowa. Zeszłej nocy po zaledwie jednym gromie akademik trząsł się minute, a huk trwał koło dwóch. O 5 nad ranem kilka zdziwionych osób wybiegło ze swych pokoi ;)

Się rozpisałem się.
Annyong!

niedziela, 10 lutego 2008

Post testowy

Znaczy taki do obadania jak sie rozne szablony sprawuja. W koncu musze wybrac ten najlepszy!

Pierwsze kroczki

Pierwsze kroczki, jeszcze nie koreanskie, a bloggerskie raczej. Oswajam sie z tym czyms, badam i bawie opcjami. Nazwijmy to Beta testami.