sobota, 23 sierpnia 2008

Jenny - żeglarka z Irlandii

Jenny to ruda, niezbyt ładna dziewczyna o ładnym akcencie. Jakże taki akcent łechce zmysły w tym kraju ;]
Jakoś tak zaczęliśmy rozmawiać dziś [22/08/2008] na wybrzeżu podczas Tall Ship Race [zlot żaglowców z całego świata]. Jenny na swój statek wsiadła w Indiach. Z tamtąd 3 miesiące płyneła do San Diego. Pogadaliśmy trochę o podrożach rożnych. Okazało się, że Jenny poza Indiami miała okazję zwiedzić Nepal, na opis którego poświęciła trochę czasu. Jej zapał w opisywaniu przeżyć z wycieczki na Base Camp i widoków z samolotu lecącego do Katmandu udzielił mi sie podobnie, jak gdy przy opowiadaniach Holenderki w Szanghaju o Mongolii i Duńczyka w Tokyo o kolei transyberyjskiej. Ja natomiast zaszczepiłem w niej chęć na wyjazd do Azji w celu szerzenia w tamtych rejonach znajomości języka angielskiego ;) Okazało się też, że podobne mamy marzenia w postaci rejsu na Islandię.
"You would be stupid if you don't use your life" rzekła.

No a dzień choć pod względem wpływów finansowych był beznadziejny to jednak ship'y i piracko-irlandzkie szanty utrzymały mój humor na całkiem dobrym poziomie.

Widok największego ze statków z oświetlonymi masztami i rejami na tle jednego z bardziej malowniczych zachodów słońca w San Diego z jednej strony krzepił duszę... a z drugiej wkurzał brak aparatu przy sobie. Który to nota bene własnie dzisiaj zapukał do mych drzwi ^^

czwartek, 14 sierpnia 2008

13 sierpnia

Dzis jechalem z jakimis trzema laskami. Krotka jazda. Dostalem 10$. Calkiem fair.
3h pozniej je spotkalem i wreczyly mi kolejne 5 baksow.
Przepraszaly, ze wczesniej tak malo. Tlumaczyly ze nie wiedzialy jakie sa stawki, ze nie widzialy cennika i nie chca bym bral je za tanie ...

Na koniec dnia natomiast, lapiac ludzi pod Hornblowerem [jednym ze statkow wycieczkowcow] krzyczalem, ze jade za tipy. Babka sie zainteresowala, spytala skad jestem i czy zawsze jezdze za tipy, czy mi sie podoba w USA [of course! I love it!] i powiedziala ze nie chce jechac ale, ze fajna historie mam do opowiedzenia. wiec daje tipa... 3 dolarki... heh, amerykanie sa zabawni ;) ale dziekuje, dobra moja :P

sobota, 9 sierpnia 2008

Stany, Stany, Stany

No tak, tak, jestem juz w tych cudownych stanach jakis czas. Nawet mialem tyle rzeczy w glowie do umieszczenia na tym blogu. Tyle tych powodow by pojechac jakie to beznadziejne sa te stany. Z poczatku mnozylo sie tego. Teraz po prostu sobie zyje i mam na to... no wlasnie ;)

Tak wiec po przejsciu calej procedury i odstaniu wszelkich wymaganych 3 godzinnych kolejek [nie przez przyapadek kolejki 3 godzinne sa w liczbie mnogiej] w urzedach, prowadzacych do wystawienia jednego glupiego permition'a na pedicaby, zaczalem pracowac. I tak robie juz w tym biznesie czwarty weekend.

Bywa smiesznie. Bywa i nuzaco. Noz ile, do cholery, Amerykancow moze miec Polskie pochodzenie, pol polskiej krwi, cwiartke, jedna trzydziestodruga, Polskiego przyjaciela, chlopaka, znajomego w pracy... Az ulga staja sie ludzie ktorzy po uslyszeniu odpowiedzi na pytanie skad jestes radosnie informuje Cie: "aaa, really? I've got lot of friends in Amsterdam"... Wyjasnianie roznicy miedzy Poland a Holand jest zdecydownie bezsensowna strata czasu.

Bywa tez i tak:
"I know this language! I know it! Where are you from?"
"make a guess"
"well... hmm... England?"
No i badz tu wyrozumialy... No chyba, ze w Anglii rzeczywiscie Polski jest juz oficjalnym.
"Germany then?"
"No..."
"France?"
"No..."
"hmm... I've got it on my tongue... hmm..."
"Zimbabwe"
Bez najmniejszego wyrazu zdziwienia w glosie czy na twarzy "oh... i wouldn't think about it"

Hmm... cos tu jeszcze chcialem napisac, ale se tradycyjnie zapomnialem.
Za wszelkie luki w pamieci serdecznie przepraszam.