niedziela, 22 lutego 2009

Tajwański Super Idol!

Wybraliśmy się na nagranie tajwańskiego Idola. Było nas z ośmioro, a tylko jeden znał Benji, za którego fanów mieliśmy uchodzić. Skandowaliśmy jego imię, mieliśmy napisy do kibicowania i nawet okrzyk bojowy po chińsku. Sam Benji - jedyny biały wśród około 40 finałowych uczestników, był dość zaskoczony taką rzeszą wiernych fanów. My też byliśmy zaskoczeni. Zaskoczeni tym, że biały tak daleko zaszedł, że mówi płynnie i śpiewa po chińsku, że prezenterka prowadząca program była kiedyś facetem i że studio jest tak obskurne i wygląda całkiem inaczej niż później na ekranie. Odpowiednie oświetlenie, ot co!
Przez 4 godziny nie można nam było się ruszyć z miejsca; a nie było to zbyt łatwe na wysokich na ok. 30 centymetrów, twardych, drewnianych ławach z których po bokach sterczały gwoździe. Ale co to tam dla wiernego, oddanego fana! Skandowaliśmy więc, biliśmy brawa, krzyczeliśmy - zwłaszcza po polsku, by zareklamować naszą mowę! Nawet się bujaliśmy na boki w rytm chińskich ballad, które wszystkie są jednakowo monotonne. A gdy przestawaliśmy się bujać to między rzędami chłopak z miśkiem na głowie czołgał się do nas i szeptał po chińsku byśmy bujali się nadal.

Super Idol to fajna sprawa, ale mimo wszystko nie będę regularnie siadał przed telewizorem w sobotnie wieczory by nie przegapić kolejnego odcinka. Zwłaszcza, że Jennifer powiedziała, że ten program jest dla "taike". A "taike" to ponoć określenie na chłopaków co noszą biało-niebieskie stringi. No cóż.. stwierdziłem, że wolę nie wnikać...

PS. Po tygodniu staliśmy się już sławni, po tym jak program zobaczyło miliony Tajwańczyków w kraju i na świecie. Jesteśmy rozpoznawalni na ulicy, ludzie oglądają się, pstrykają zdjęcia, skaczą z radości, proszą o autografy... Póki co nam to się podoba.

Zobaczcie sami, jak wypadliśmy wchodząc do studia: Tutaj jak klikniesz zobaczysz prawdziwe gwiazdy! Minuta 6 sekund 40.