sobota, 9 sierpnia 2008

Stany, Stany, Stany

No tak, tak, jestem juz w tych cudownych stanach jakis czas. Nawet mialem tyle rzeczy w glowie do umieszczenia na tym blogu. Tyle tych powodow by pojechac jakie to beznadziejne sa te stany. Z poczatku mnozylo sie tego. Teraz po prostu sobie zyje i mam na to... no wlasnie ;)

Tak wiec po przejsciu calej procedury i odstaniu wszelkich wymaganych 3 godzinnych kolejek [nie przez przyapadek kolejki 3 godzinne sa w liczbie mnogiej] w urzedach, prowadzacych do wystawienia jednego glupiego permition'a na pedicaby, zaczalem pracowac. I tak robie juz w tym biznesie czwarty weekend.

Bywa smiesznie. Bywa i nuzaco. Noz ile, do cholery, Amerykancow moze miec Polskie pochodzenie, pol polskiej krwi, cwiartke, jedna trzydziestodruga, Polskiego przyjaciela, chlopaka, znajomego w pracy... Az ulga staja sie ludzie ktorzy po uslyszeniu odpowiedzi na pytanie skad jestes radosnie informuje Cie: "aaa, really? I've got lot of friends in Amsterdam"... Wyjasnianie roznicy miedzy Poland a Holand jest zdecydownie bezsensowna strata czasu.

Bywa tez i tak:
"I know this language! I know it! Where are you from?"
"make a guess"
"well... hmm... England?"
No i badz tu wyrozumialy... No chyba, ze w Anglii rzeczywiscie Polski jest juz oficjalnym.
"Germany then?"
"No..."
"France?"
"No..."
"hmm... I've got it on my tongue... hmm..."
"Zimbabwe"
Bez najmniejszego wyrazu zdziwienia w glosie czy na twarzy "oh... i wouldn't think about it"

Hmm... cos tu jeszcze chcialem napisac, ale se tradycyjnie zapomnialem.
Za wszelkie luki w pamieci serdecznie przepraszam.

Brak komentarzy: